Czekając w kolejce na szczepienie kotów, zagadnęła mnie starsza pani. Na moje oko miała około 75 lat. Powiedziała:
- Naszego Burego mieliśmy 18lat... Po nim obiecaliśmy sobie- nigdy więcej żadnego zwierzęcia w domu- po czym zamyśliła się.
Domyśliłam się, że z żalu po śmierci starego przyjaciela, chciała uniknąć ponownego rozstania. Zajrzała do mojego transportera, z którego wyglądała Inka z Bunią. Uśmiechnęła się. Wracając myślami z dalekiego świata powiedziała:
- No ale jak można żyć bez kota? Niech mi pani powie, jak?!
Uśmiechnęłam się, bo doskonale wiedziałam o czym mówi.
- Polduś jest jest już z nami 11 lat- dodała,- jechaliśmy po niego aż 70km. Przez cały tydzień cały dom pachniał jak stodoła, w której tam mieszkał. Dzisiaj ma zmiany nowotworowe w pyszczku, ale leczenie idzie dobrze. Jest taki oddany...
W tym momencie, otworzyły się drzwi gabinetu. Opowieść została przerwana. Nasza kolej. Jednak z przyjemnością przepuściliśmy w kolejce kochaną staruszkę, która znakomicie wie, czym jest miłość kota do człowieka i człowieka do kota.
Bunia
Inka