piątek, 10 lutego 2012

Pierwsze kartki.

Zainspirowana pięknymi kartkami blogujących dziewczyn, postanowiłam spróbować własnych sił.
Stworzyłam dwie kartki z materiałów, które akurat miałam.
Wydaje mi się, że jak na pierwszy raz- źle nie jest? Jak sądzicie?
Kartki na zdjęciach dopiero co wyszły spod moich rąk, więc miejscami jeszcze widać klej, który nie wysechł.











czwartek, 9 lutego 2012

Żeby wygrać, trzeba grać:)

W pierwszych dniach blogowania zostałam szczęśliwą zwyciężczynią candy u Moniki Magdaleny!
Przyznam się, że nie wierzyłam w wygraną chociaż od rana zaglądałam do Moniki, sprawdzając czy już odbyło się losowanie. Udało się:)
Dziękuję!
Jak pisałam wcześniej, planuję candy powitalne, które powinno pojawić się pod koniec weekendu. Zapraszam niedługo!


Dzisiejszy dzień minął w stresie i nerwach. Rano po 2 godzinach próbowania różnych podstępów by zwabić Lunę do transportera, udało się. Biedna syczała, gryzła i prychała. Jest to na pewno krok do tyłu w procesie oswajania.
Pojechaliśmy do lekarza. Niestety nie było poleconego nam weterynarza, jedynie pani A., która tam pracuje. Na sam widok Luny zbladła. Nie wiedziała jak Lunkę wyjąć, co zrobić, od czego zacząć. Przestraszyła się szalonego kota. Jedyne na co wpadła to zastrzyk uspakajający, po którym Luna padła jak nieżywa na stół.
Może byłoby wszystko dobrze, gdyby nie to, że pani A. obejrzała naszą kotkę, później 15 min. czytała wielką książkę szukając choroby na jaką kot może być chory, po czym stwierdziła, że nie wie. Być może jest to grzybica, na którą niestety nie posiada lekarstwa, więc powinniśmy przyjechać jutro.
Słucham?!- powiedzieliśmy. Dwa dni zastawiamy zasadzki na kota, a ona mówi by złapać ją raz jeszcze na drugi dzień!?
Bez komentarza (prawie) wyszliśmy z zaślinionym i otępiałym kotem.
Szybko pojechaliśmy do drugiego weterynarza (ostatniego w mieście), tam niestety trwał zabieg i nie mogliśmy zostać przyjęci.
Przestraszeni widokiem słabiutkiej Luny zadzwoniliśmy do lekarza nam poleconego, zamiast którego, była dzisiaj pani A.
Wyjaśniliśmy co się stało. I wiecie co? Lekarz był za 20 min. w gabinecie!
Nie zważając na dzikość naszego pupila wyjął go z transportera, dokładnie obejrzał, od razu uspakajając, że pewne zmiany są normalne. Na uszy, pozbawione sierści zaaplikował maść, przepisał kropelki od zmian skórnych, zaszczepił (kiedy pani twierdziła, że nie wolno) oraz dał tabletki na uspokojenie dla Luny by spokojnie mogła przyjechać na wizytę za tydzień!
Lekarz w ciągu 10 min. powiedział nam więcej niż pani wcześniej w ciągu godziny. Ma bardzo dużą wiedzę i cudowne podejście do zwierząt.
Zadowoleni, że znaleźliśmy kompetentnego weta dla naszych zwierzaków wróciliśmy do domu.
Wy znaleźliście już takiego?

Oto Luna wygrzewając się przy kominku,  wraca do siebie:)


p.s. Na wizycie okazało się również, że Luna to wcale nie Luna...
Poznajcie Pana Lunka!



Pozdrawiamy z Lunkiem ciepło!

środa, 8 lutego 2012

Po raz drugi.

 Czy ktoś ma opracowany patent na złapanie kota;) ???
Cały poranek usiłowaliśmy różnymi podstępami złapać naszą czteromiesięczną kotkę. Luna musi odwiedzić weterynarza- zaczęła wypadać jej sierść. Nie jest to (jeszcze) domowy kot. Została przywieziona w środku zimy z działek, gdzie zamieszkiwała z innymi kotami przyblokowe ogródki. Wygłodzona, przestraszona i maleńka.
Pierwszy tydzień spędziła za kanapą, wychodziła tylko w nocy. W drugim tygodniu zaczęła spacerować w ciągu dnia, upatrzyła sobie fotel przy kominku, który teraz należy tylko do niej;) Teraz, po trzech tygodniach nie ucieka kiedy przechodzimy obok, je nam z dłoni i siada przy stole do śniadania, pomiaukując domagając się indywidualnego karmienia! Niestety dotknąć się jeszcze nie pozwala, tym bardziej złapać. Zwłaszcza, że cholera mała sprytna i zwinna stanowczo bardziej niż my! Jutro rano kolejne próby.

Niewinna Lunka.



Zastanawiałam się dzisiaj nad powitalnym candy. Nawet zrobiłam zdjęcie nagrody i już prawie zamieściłam.
Nie było to jednak to, co chciałam aby było. Dzisiaj candy nie będzie. Cierpliwości, muszę zdobyć "odpowiednie" podarki;) Sama nie mogę się doczekać!



W zamian będzie przepis na pyszne i bardzo proste ciasto. Szybko się robi i nie ma opcji "nie uda się".
Także polecam anty-kulinarnym-talentom (może takim jak ja?).

Tak wygląda- mało apetycznie- wiem;)













Smakuje znacznie lepiej niż wygląda. Przepis znajdziecie tutaj:

Milky Way przepis
Proponuję piec dłużej niż jest podane. Mój Milky Way piekł się 35 min.
Przy okazji zapytam, czy ktoś posiada dobry przepis na ciasto drożdżowe?

Chciałam się jeszcze pochwalić (wcale tego nie lubię!) zasłonami, o których pisałam w pierwszym poście.
Są to w moim ulubionym kolorze piękne zasłony z niebanalną falbaną! Dla mnie cudo.




Moje okna kuchenne czekają już na wiosnę i Wielkanoc!
Pozdrawiam Was ciepło i życzę spokojnego wieczoru.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Zaczynam.


Bardzo długo obserwowałam Wasze blogi, czytałam, oglądałam piękne zdjęcia. 
Chęć posiadania własnego bloga chodził za mną długo. Ale co ja mogę pokazać?- myślałam.
Minęło trochę czasu. Marzenia o Miłości, Spokoju i Uśmiechu, o małym domku na końcu świata i o Tej jedynej osobie obok zaczęły się spełniać….

Domek na wsi. Pies i kot. Ogródek.
On. Spokój. Uśmiech o poranku.
Wszystko takie jak sobie wymarzyłam.


Więc jestem. Zaczynam nowy etap blogowania. 
Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie pod swoje wirtualne skrzydła.
Zapraszam do siebie!

Wiosenne okno kuchenne i zasłony uszyte przez Mamę;)







































Na dobre popołudnie- posłuchajcie:
uwielbiam!