czwartek, 9 lutego 2012

Żeby wygrać, trzeba grać:)

W pierwszych dniach blogowania zostałam szczęśliwą zwyciężczynią candy u Moniki Magdaleny!
Przyznam się, że nie wierzyłam w wygraną chociaż od rana zaglądałam do Moniki, sprawdzając czy już odbyło się losowanie. Udało się:)
Dziękuję!
Jak pisałam wcześniej, planuję candy powitalne, które powinno pojawić się pod koniec weekendu. Zapraszam niedługo!


Dzisiejszy dzień minął w stresie i nerwach. Rano po 2 godzinach próbowania różnych podstępów by zwabić Lunę do transportera, udało się. Biedna syczała, gryzła i prychała. Jest to na pewno krok do tyłu w procesie oswajania.
Pojechaliśmy do lekarza. Niestety nie było poleconego nam weterynarza, jedynie pani A., która tam pracuje. Na sam widok Luny zbladła. Nie wiedziała jak Lunkę wyjąć, co zrobić, od czego zacząć. Przestraszyła się szalonego kota. Jedyne na co wpadła to zastrzyk uspakajający, po którym Luna padła jak nieżywa na stół.
Może byłoby wszystko dobrze, gdyby nie to, że pani A. obejrzała naszą kotkę, później 15 min. czytała wielką książkę szukając choroby na jaką kot może być chory, po czym stwierdziła, że nie wie. Być może jest to grzybica, na którą niestety nie posiada lekarstwa, więc powinniśmy przyjechać jutro.
Słucham?!- powiedzieliśmy. Dwa dni zastawiamy zasadzki na kota, a ona mówi by złapać ją raz jeszcze na drugi dzień!?
Bez komentarza (prawie) wyszliśmy z zaślinionym i otępiałym kotem.
Szybko pojechaliśmy do drugiego weterynarza (ostatniego w mieście), tam niestety trwał zabieg i nie mogliśmy zostać przyjęci.
Przestraszeni widokiem słabiutkiej Luny zadzwoniliśmy do lekarza nam poleconego, zamiast którego, była dzisiaj pani A.
Wyjaśniliśmy co się stało. I wiecie co? Lekarz był za 20 min. w gabinecie!
Nie zważając na dzikość naszego pupila wyjął go z transportera, dokładnie obejrzał, od razu uspakajając, że pewne zmiany są normalne. Na uszy, pozbawione sierści zaaplikował maść, przepisał kropelki od zmian skórnych, zaszczepił (kiedy pani twierdziła, że nie wolno) oraz dał tabletki na uspokojenie dla Luny by spokojnie mogła przyjechać na wizytę za tydzień!
Lekarz w ciągu 10 min. powiedział nam więcej niż pani wcześniej w ciągu godziny. Ma bardzo dużą wiedzę i cudowne podejście do zwierząt.
Zadowoleni, że znaleźliśmy kompetentnego weta dla naszych zwierzaków wróciliśmy do domu.
Wy znaleźliście już takiego?

Oto Luna wygrzewając się przy kominku,  wraca do siebie:)


p.s. Na wizycie okazało się również, że Luna to wcale nie Luna...
Poznajcie Pana Lunka!



Pozdrawiamy z Lunkiem ciepło!

4 komentarze:

  1. No to mieliście dzień z przygodami, nie licząc już poprzednich 2 spędzonych na łapaniu Pana Lunka ;) pozdrawiam...dobrze, że wszystko miało swój happy end

    OdpowiedzUsuń
  2. tak samo jak brak kompetentnych lekarzy tak i weterynarzy. my chodzimy do tego, który jest po drodze lub akurat, gdy potrzeba otwarty. na szczęście FRuzia nam nie choruje, więc to jedynie szczepienie czy złamany pazur.
    gratulacje wygranej. pochwal się prezentem :))

    OdpowiedzUsuń
  3. :) co do wyróżnienia, trzeba napisać od kogo ono jest, napisać 7 rzeczy o sobie i do kogo dalej je ślesz. i tyle :))

    OdpowiedzUsuń
  4. No bo to ten księżyc, nie ta księżyc ;)
    Odetchnęłam z ulgą, że po takich perypetiach trafił się dobry lekarz! Trzymam kciuki za rekonwalescencję i gratuluję wygranej.
    A weterynarz z podejściem jest na wagę złota! My mamy panią Sylwię, po której widać, że kocha zwierzęta i koty się u niej zupełnie inaczej zachowują. Docent ostatnio zachowywał się skandalicznie - niczym na własnych włościach - chciał zaglądać do każdego kąta, wchodzić do szafek, pod biurko - w ogóle nie wyczuł, ze jest u lekarza - czego sobie i państwu życzę :)

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że tu kliknąłeś!