czwartek, 1 marca 2012

Pierwsze próby decoupage.

Dzisiaj jest dobry dzień!
Z samego rana, jak każdego dnia zajrzałam do Taty Tobiasza.
Jest to blog prowadzony przez naszego przyjaciela, którego 2,5 letni synek nagle zachorował na białaczkę. Rafał czyli Tata Tobiaszka, od początku choroby przelewa swoje uczucia na bloga. Lektura bardzo poruszająca i ucząca jak ważny jest czas, chwile ale przede wszystkim Miłość.
Dzisiaj rano Rafał napisał: "Wielkie pakowanie"..... Cała rodzina Tobiaszka wraca do domu po 5mc. spędzonych w szpitalu! Mnie przechodzą dreszcze, kiedy myślę, że cała ich czwórka po trudnych zmaganiach z chorobą i rozłąką w końcu wraca do domu, w Bieszczady... Wszyscy tutaj na nich czekamy:)

Mimo, że wiosny w Bieszczadach nie widać, dookoła domu ciągle pół metra śniegu, czuć wiosnę w powietrzu...



Niedawno spróbowałam swoich sił w decoupagu.
Jak już pisałam wcześniej, zawsze uważałam się za plastyczne beztalencie. Użyłam zwykłych farb akrylowych ze sklepu budowlanego.
Efekty poniżej:



Przed i po:


Rewelacji oczywiście nie ma, ale jak na pierwszy kontakt z decoupage jestem zadowolona.
Na niektórych zdjęciach widać marszczenia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że papier należy zmoczyć w wodzie (użyłam papieru do pakowania) by był miękki. Również widać na kantach deseczki, nieudolne próby użycia patyny hihih. Myślałam, że jest to nieco prostsze;)
Czekam na rady i krytykę.



Ostatnio Ania z Niebieskich Migdałów, pisała jaki to słodki jest Fred (widniejący na lewym pasku bocznym).
Jak bardzo bym chciała by pozory tutaj nie myliły:)
Podczas ostatniej "wizyty oswajającej" Freda i Lunka, Fred dla pozorów (jak się okazało) zaczął machać ogonem. Zachowywał się naprawdę grzecznie, więc poluzowałam trochę smycz. Gdy tylko słodki Fred to poczuł, wskoczył przednimi łapami na kanapę, gdzie spał Lunek i chciał go najzwyczajniej w świecie zjeść.
Dobrze, że miał założony kaganiec!
Nie mam już pomysłów. Nadziei też.
Czy nasz pies i kot kiedykolwiek będą żyli w zgodzie?


Fred, lunkowy zabójca.

Wizyta oswajająca.